piątek, 26 sierpnia 2016

2

Znaleźliśmy się przy Tower Bridge.
-Czemu akurat tutaj?- zpaytałam, rozglądając się dookoła.
-Często przychodzili tu razem. Rozdzielmy się- zarządziła Karolina i poszliśmy w różne strony. Szłam, wykrzykując imię poszukiwanego. W końcu go dojrzałam. Siedział pod jednym z drzew. Widziałam, że miał w ręku żyletkę i robił cięcia na lewej ręce.
-Tutaj jesteś- powiedziałam i siadłam obok niego- Szukaliśmy cię- dodałam.
On nic nie odpowiedział, tylko zrobił kolejną kreskę- Michał, Karolina mi powiedziała, co się stało. Naprawdę mi przykro. Współczuję ci.
-Nie możesz mi współczuć, bo nie wiesz jak to jest stracić dwie bliskie osoby- odparł i wstał z ziemi.
-Dwie?- zdziwiłam się i zrobiłem to samo, co on. Ruszyłam za nim.
-Co cię to obchodzi? Przecież ty mnie nawet nie znasz- rzucił chłodno.
-No może nie. Jak nie chcesz gadać, to nie będę cię ciągnęła za język, ale chodź, bo Karolina, Kuba i twoja siostra się o ciebie martwią- oznajmiłam.
-Chcę pobyć sam. Zostaw mnie- warknął i mnie popchnął. Wywróciłam się, a on odszedł. Podniosłam się i otrzepałam z trawy.
-Nic ci nie jest?- zapytała Karolina, która musiała nas dojrzeć, bo Kuba i siostra Michała pobiegli za nim.
-Nie- odpowiedziałam i zobaczyłam, jak Kuba i Dorota prowadzą go. Chłopak się strasznie szarpał i krzyczał.
-Chodź, zaprowadzimy go do auta- zaproponowała siostra Michała. Wszyscy podążyliśmy w stronę auta Doroty. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w stronę naszych domów. Na miejscu byliśmy po trzech kwadransach. Każdy starał się pocieszyć jakoś Michała, ale szło to na marne.  Gdy dotarliśmy na miejsce, każdy rozszedł się do swojego domu.
Podeszłam pod drzwi, otworzyłam je i już na przedpokoju usłyszałam podniesione krzyki ojca i Łukasza. Ruszyłam w stronę salonu i zobaczyłam mamę, która siedziała na sofie ze łzami w oczach. Siadłam obok niej.
-Co tu się dzieje?- spytałam.
-Co się dzieje? To się dzieje, że twój brat znowu z tym zaczyna- wrzasnął ojciec.
-Znowu chcesz brać udział w tych jebanych wyścigach? Jeszcze za mało nam życie zniszczyłeś?- spojrzałam na niego ze złością w oczach.
-Ale nawet nie wiecie jakie z tego są pieniądze.
-A ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że my chcemy żyć? Przypomnieć ci, dlaczego się tutaj przeprowadziliśmy?- tym razem to ja się uniosłam. Miałam dość wybryków moich braci.
-Tak, ale obiecuję, że nic wam się nie stanie.
-Jeśli chociaż raz weźmiecie z Olafem udział w wyścigu, to możecie zapomnieć, że macie rodzinę- ostrzegł tata i wyszedł z salonu. Ja z kolei podeszłam do brata i walnęłam go w łeb. Po tym udałam się do swojego pokoju. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam do Karoliny.
A: Hej, wiesz, co z Michałem?
K: Rozmawiałam z jego siostrą, jest nie najlepiej. Musi cały czas przy nim siedzieć, żeby nie zrobił nic głupiego. Jutro po szkole mamy zamiar z Kubą do niego iść. Idziesz z nami?
A: Tak
K: To do jutra
A: Do jutra
Odpisałam na ostatniego SMS-a i podłączyłam telefon do ładowania, bo pojawiła się informacja o stanie baterii. Wzięłam z łóżka piżamy i udałam się w stronę łazienki. Gdy przechodziłam obok pokoju mojego młodszego brata, uświadomiłam sobie, że kilka godzin temu wylądował na SOR. Zapukałam do drzwi. Za jego przyzwoleniem weszłam do środka. Zapytałam go jak się czuje, czy mocno go boli, a potem poszłam do pomieszczenia, które było moim głównym celem. Napuściłam sobie wody do pełna i dolałam odrobinę żelu, aby zrobiła się piana. Następnie zrzuciłam z siebie ubrania, w których spędziłam prawie cały dzień, po czym weszłam do wanny. Siedziałam w niej z dobrą godzinę. W końcu inni zaczęli się niecierpliwić i musiałam opuścić oazę spokoju.
Poszłam do swojego królestwa i rzuciłam się na swojego najwierniejeszego przyjaciela, czyli łóżko. Wzięłam do ręki mojego kochanka- czytaj telefon i zaczęłam przeglądać facebooka. Po chwili wyskoczył mi dymek czatu z messengera. Był to Oskar.
O: Hej śliczna, co tam u Ciebie?
A: Nic ciekawego. Łukasz już zdążył narozrabiać.
O: Nie mów, że znowu z tym zaczyna.
A: Niestety tak, ale mam być z Tobą szczera?
O: Jak zawsze.
A: Chciałabym spróbować wziąć udział w tych wyścigach.
O: Na mózg Ci padło z tej Anglii O.o Chyba nie mówisz poważnie?
A: Ja mówię serio. Naprawdę chcę spróbować.
O: Błagam, nie rób tego, a jeśli Ci się coś stanie? Ja sobie tego nie wybaczę.
A: Oj daj spokój. Pomyślę jeszcze, ale będę szła spać, bo muszę wstać na tyle wcześnie, żeby na autobus zdążyć i muszę się wyspać, bo niewyspana Ania to...
O: Mam wymieniać wszystko?
A: Spadaj...
O: Dobranoc wredoto.
A: Dobranoc.
Odłożyłam telefon, przykryłam się kołdrą po uszy i zasnęłam. Obudziłam się o czwartej nad ranem, a właściwie zostałam obudzona przez karetkę pogotowia ratunkowego. Postanowiłam, że zejdę do kuchni się czegoś napić, skoro już nie śpię. Gdy brałam ostatniego łyka, usłyszałam dzwonek. Podeszłam do drzwi leniwym krokiem i spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam tam Karolinę w piżamie i nieuczesanych włosach z worami pod oczami. Otworzyłam jej drzwi.
-Michał próbował popełnić samobójstwo- oznajmiła mi krótko, ale ja byłam nieprzytomna jeszcze i dopiero po paru chwilach do mnie dotarły jej słowa.
-Co z nim?- spytałam.
-Wziął sporą dawkę leków nasennych. Nic więcej nie wiem.
-Ok, to może idź się ogarnij, ja zrobię to samo i może pojedziemy do szpitala- zaproponowałam.
-Nie, to nie ma sensu. Chciałam ci tylko powiedzieć, co się stało. Po szkole do niego pojedziemy. Co ty na to?
-No dobra, to ja wracam do swojego przyjaciela- odparłam, zamykając drzwi. Wdrapałam się na piętro i rzuciłam się na łóżko. Szybko zasnęłam. Obudził mnie dopiero budzik o siódmej. Dobrze, że do szkoły miałam na dziewiątą, bo bym się chyba nie wyrobiła. Zeszłam do kuchni, zrobiłam sobie małą porcję płatek, którą szybko wciągnęłam i poszłam się szykować. Wyjęłam z szafki czarną bluzkę z napisem 'Tokyo 58', do tego czarne rurki i tego samego koloru moje ulubione Air Force. Jako, że było chłodno, zarzuciłam na siebie czarną baseballówkę, która kiedyś należała do Oskara, ale pożyczyłam ją od niego na wieczne nie oddanie. Nie widdać nawet, że to męska. Spakowałam jeszcze potrzebne książki oraz zeszyty i poszłam do łazienki ogarnąć twarz. Po kwadransie z niej wyszłam i byłam gotowa do wyjścia. Poszłam po Karolinę. Kiedy na nią czekałam, dołączył do mnie Kuba i pięć minut później cała nasza trójka ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Każdy z nas był przygnębiony porannymi wydarzeniami, ale nie chcieliśmy nic mówić w szkole, więc założyliśmy maski na twarze i udawaliśmy, że wszystko jest ok.
Po skończonych zajęciach, tak jak planowaliśmy, udaliśmy się do szpitala, w którym przebywał Michał.
-Good afternoon. We are looking for Michał Carter. Where is he?
-One moment. He is in the room number 46.
-Can we visit his?
-Yes.
-Thank you*
Karolina skończyła rozmawiać z panią w rejestracji i odeszła od niej. W trójkę ruszyliśmy do naszego kolegi. Długo nie musieliśmy szukać, bo przed salą siedziała siostra i matka chłopaka.
-Dzień dobry, cześć Dorota- przywitaliśmy się.
-Co z nim?- spytała Karolina.
-Nie chce z nikim rozmawiać. Może Kuba ty byś spróbował?- matka Michała spojrzała z nadzieją na Kubę. On bez słowa poszedł do swojego przyjaciela. My z Karoliną siadłyśmy obok Doroty i pani Carter.
-Dlaczego, dlaczego on to zrobił?
-Ja mu się wcale nie dziwię, gdybym ja straciła bliską mi osobę, pewnie bym podobnie postąpiła- stwierdziłam.
-Skąd wiesz, jakbyś postąpiła?- spytała mnie Karolina, ale ja nic nie odpowiedziałam, tylko wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi, przez które było widać Kubę i Michała.
-Ania, co się dzieje?- usłyszałam głos Karoliny.
-Sorry, muszę do łazienki- odeszłam od nich i pokierowałam się w poszukiwaniu toalety. Gdy ją znalazłam, weszłam do środka i siadłam pod ścianą. Z moich oczu poleciały łzy. Przypominały mi się wydarzenia sprzed kilku lat.