W oczach Karoliny pojawiły się nagle łzy. Zaniepokoiłam się.
-Ej, co się dzieje?- zapytałam- Coś z Michałem?
-Nie, to nie to. Chodzi o to, że Kuba musi lecieć do Polski i to jeszcze dzisiaj. Jego babcia miała udar- oznajmiła mi. Ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Wiedziałam, że ich coś łączyło i ta wiadomość dla Karoli była szokująca.
-Ej, nie martw się. Pojedzie i wróci- starałam się ją jakoś pocieszyć. Ona tylko pokręciła głową.
-Powiedział, że na co najmniej pół roku tam jedzie- odparła załamana.
-A gdzie teraz jest?- zapytałam.
-Jedzie do domu, pakować się. Pojedziesz tam ze mną? Chcę się z nim pożegnać- Karolina spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
-No pewnie, że tak.
Pół godziny później byłyśmy już pod domem Kuby. Gdy miałam nacisnąć dzwonek otworzyły się drzwi. Zobaczyłam w nich Kubę. Długo nie trzeba było czekać na to, żeby Karolina zawiesiła mu się na szyi.
-Proszę, nie zostawiaj mnie- wyszeptała.
-Myślisz, że ja chcę tam lecieć? Postaram się wrócić jak najszybciej- Kuba cmoknął ją w czoło po czym mocno przytulił.
-Przylecisz na święta? Proszę- spojrzała na niego smutnymi oczami.
-Zrobię wszystko, żebyśmy zobaczyli się słonko jak najszybciej.
-Kuba, jedziemy!- krzyknął ojciec chłopaka.
-Będę tęskniła za tobą.
-A ja za tobą. Może w któryś weekend się wybiorę do Londynu.
-No ja mam nadzieję.
-Kuba!- tym razem usłyszeliśmy głos mamy Kuby.
-Muszę lecieć. Do zobaczenia kochanie- dał Karolinie ostatniego buziaka i pokierował się do samochodu.
-Napisz jak będziesz na miejscu- dodała na koniec. Gdy auto odjechało, siadła na schodach i zaczęła szlochać. Chciałam ją objąć, ale zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła zdjęcie Doroty.
-Ale jak to?... Daj nam godzinę...Tak...Pa- Karolina się rozłączyła i spojrzała na mnie.
-Jedziemy do szpitala, do Michała- pociągnęła mnie za rękę i poszłyśmy na autobus. Czterdzieści minut później udało się nam być w szpitalu.
-Co z nim?- zapytała Karola.
-No nie najlepiej. Nie chce z nikim rozmawiać. Chcą go skierować na badania psychiatryczne.
-Przepraszam, że się wtrące, ale mogę z nim pogadać?- zapytałam, pytanie kierując w stronę Doroty.
-Jak chcesz to próbuj.
-Ok- powiedziałam i ruszyłam na salę, wcześniej zakładając fartuch. Siadłam na krzesełku obok chłopaka.
-Michał, możesz mi nic nie odpowiadać, ale chcę ci powiedzieć, że to co zrobiłeś nie jest najlepszym wyjściem. Wiem jak to jest stracić kogoś, kogo się kocha ponad życie. Sama mając piętnaście lat, próbowałam się zabić, ale potem uznałam, że to nie ma sensu, bo są osoby, dla których mam żyć. Ty też masz takie. Kochającą siostrę, mamę, tatę, przyjaciół. Pomyśl, jak oni by zareagowali gdyby okazało się, że nie żyjesz. W ogóle może i wyda ci się to dziwne i zdaję sobie sprawę z tego, że to nie taktowne, ale ja mało kiedy jestem taktowna, ale zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia- odparłam i wstałam z krzesełka. Już byłam przy drzwiach i miałam dłoń na klamce, kiedy to Michał postanowił przemówić.
-Czekaj, ty mówisz poważnie?
-Ale o czym?- zmieszałam się trochę.
-No o tym samobójstwie?
-A czemu miałabym kłamać?- zawróciłam i stanęłam oparta o poręcz łóżka.
-Nie wiem. A czemu to zrobiłaś?
-Miałam siostrę...- zaczęłam opowiadać Michałowi moją historię. Zaczęliśmy rozmawiać. Co raz lepiej się poznawaliśmy. Złapaliśmy dobry kontakt. Po godzinie rozmowy Michał był zupełnie innym. Nie wyglądał jakby był po dwóch próbach samobójczych.
-Dziękuję Ania- powiedział, gdy już się z nim żegnałam, bo pielęgniarka mnie wyganiała.
-Przyjdę też jutro. Obiecuję- puściłam mu oko i wyszłam. Udałam się na autobus i pojechałam do domu. Gdy tylko weszłam, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam, bo byłam padnięta. Ten dzień był zdecydowanie męczący, a na drugi dzień była szkoła niestety. Musiałam być wyspana.
Siostra Motocyklistów [zawieszone]
piątek, 9 września 2016
4
sobota, 3 września 2016
3
Miałam wtedy piętnaście lat. Siedziałam razem z moimi braćmi na podwórku. Nasza mama szykowała obiad. Tata pojechał po moją jedyną siostrę do przedszkola. Po chwili w drzwiach od tarasu pojawiła się nasza mama z zaszklonymi oczami.
-Mamo, co się stało?- pierwsza się poderwałam do mojej rodzicielki.
-Ni, Nikola nie żyje- odparła i się rozpłakała. Myślałam, że się przesłyszałam.
-Jak to Nikola nie żyje?
-Tata dzwonił, że jak wracali, to jadła lizaka i się zaczęła dusić. Tata, próbował ją ratować o przyjazdu karetki, ale i tak to nic nie dało- powiedziała mama. Ja nic nie mówiłam, tylko ją przytuliłam.
-Tutaj jesteś, szukałam cię wszędzie- usłyszałam znany mi już głos. Spojrzałam w stronę drzwi. Zobaczyłam, że stoi w nich Karolina.
-Po prostu zrobiło mi się niedobrze.
-Niedobrze?- Karolina uniosła jedn brew do góry. Czy ona właśnie pomyślała, że ja mogę być w... Zaczęłam się śmiać.
-Chyba nie sądzisz, że ja...?
-No nie ukrywam, przeszło mi to przez myśl, że możesz być w ciąży. Tak nagle poszłaś.
-Nie, spokojnie. Po pierwsze musiałabym być wiatropylna, a po drugie to trzy dni temu okres mi się skończył- szybko rozwiałam wątpliwości mojej koleżanki.
-To co jest?
-Chodzi o to, że patrząc na Michała przypomniało mi się jak ja wylądowałam w szpitalu z podciętymi żyłami dwa lata temu- wyznałam i schowałam twarz w dłoniach.
-Straciłaś kogoś bliskiego?
-Tak, dwa lata temu zmarła moja młodsza siostra. Bardzo przeżyłam jej śmierć. Mimo dziesięciu lat różnicy, byłyśmy bardzo ze sobą zżyte.
-Przykro mi- Karolina siadła obok mnie- Nie doświadczyłam jeszcze straty kogoś bliskiego mi i jedynie mogę się domyślać jak to jest.
-Wiesz co? Mam pomysł- odparłam i wstałam z podłogi. Mój nastrój diametralnie się zmienił- Wiem, że to może wydawać się trochę niestosowne do okoliczności, ale mam ochotę na jedną rzecz. Chodź- pociągnęłam Karolę za rękę. Godzinę później byłyśmy w dosyć ustronnym miejscu, o którego istnieniu wiedzieli nieliczni, a dokładnie ja, Olaf i Łukasz, no a teraz jeszcze Karolina.
-Mogę wiedzieć, co my tu robimy?- zapytała.
-Mam nadzieję, że umiesz jeździć na motocyklu- podałam jej jeden z kasków.
-Skąd ty je
-Masz? Jeden jest mój, a te dwa pozostałe to moich braci. Ty pojedziesz na moim, a ja na Olafa- zarządziłam.
-Masz szczęście, że mam tak zajebistego wujka, że mnie nauczył jeździć- wymamrotała. Ja się tylko uśmiechnęłam i po chwili obie jechałyśmy po leśnej drodze.
Po jakiejś godzinie stwierdziłyśmy, że zrobimy sobie przerwę. Zatrzymałyśmy się i zeszłyśmy z naszych maszyn. Obie siadłyśmy na wielkim kamieniu. Wcześniej wyjęłam batoniki oraz dwie wody. Jeden zestaw podałam Karolinie, a drugi był dla mnie. Rozmawiałyśmy sobie na luźne tematy, ale w pewnym momencie zamilkła.
-Co się dzieje?- spytałam zaniepokojona.
-Ciii, też słyszysz warkot silnika od motocykla?- zwróciła się do mnie. Przez chwilę byłam cicho, ale w końcu usłyszałam warkot, a po nie całej minucie przemknął ktoś koło nas, strasznie kurząc. Zaczęłyśmy obie z Karoliną kasłać. Gdy uspokoiłyśmy się, ktoś do nas podjechał. Zsiadł z motoru i podszedł do nas. Miał na sobie skórzany strój. Po budowie ciała mogłam stwierdzić, że to chłopak. W końcu zdjął kask z głowy. Okazało się, że jest on brunetem o piwnych oczach. Wyglądał maksymalnie na dwadzieścia lat. Byłam pewna, że jest on Anglikiem. Niestety myliłam się.
-Niech zgadnę, Polki?- spytał, a my zrobiłyśmy z Karolą wielkie oczy.
-Skąd wiedziałeś?- odezwała się Karolina.
-Bo Polki są najpiękniejsze na świecie- odparł romantycznym głosem i zbliżył się do mojej koleżanki.
-Powiadasz? A słyszałeś, że są też Polki, które nie lubią nachalności?
-Oj tam zaraz nachalny. Lubię ładne i inteligentne dziewczyny.
-A ja kocham swojego chłopaka- Karolina dała z liścia nowo poznanemu chłopakowi. Ja tylko siedziałam i przyglądałam się im.
-A twoja przyjaciółeczka?- zbliżył się do mnie.
-A przyjaciółeczka jak na razie wolna. Tylko, że ma już jednego na oku i muszę cię rozczarować, bo to nie jesteś ty. Poza tym i tak nawet łóżko ma większe szanse u mnie niż ty- powiedziałam pewna siebie.
-Pyskata, lubię takie- puścił do mnie oko. Pomału zaczynałam żałować, że wpadłam na pomysł przyjechania tutaj. Ale nie dało się niczego odkręcić. Marzył mi się szybki powrót. W końcu po krótkiej wymianie zdań odjechał od nas. My też się zebrałyśmy i ruszyłyśmy w stronę miejsca, gdzie stały motocykle. Niestety pech chciał, że gdy wróciłyśmy, czekali na nas moi bracia.
-Kto pozwolił ci ruszyć mój motocykl?- zapytał ze złością Olaf.
-Nie rób scen- przewróciłam oczami i podałam mu kluczyki. Odstawiłam swój motocykl na miejsce i ruszyłyśmy z Karoliną na przystanek. Gdy wsiadłyśmy do autobusu, rozległ się dzwonek telefonu Karoli. Jak się potem okazało, był to Kuba, który nie miał dla nas dobrych wiadomości.
piątek, 26 sierpnia 2016
2
Znaleźliśmy się przy Tower Bridge.
-Czemu akurat tutaj?- zpaytałam, rozglądając się dookoła.
-Często przychodzili tu razem. Rozdzielmy się- zarządziła Karolina i poszliśmy w różne strony. Szłam, wykrzykując imię poszukiwanego. W końcu go dojrzałam. Siedział pod jednym z drzew. Widziałam, że miał w ręku żyletkę i robił cięcia na lewej ręce.
-Tutaj jesteś- powiedziałam i siadłam obok niego- Szukaliśmy cię- dodałam.
On nic nie odpowiedział, tylko zrobił kolejną kreskę- Michał, Karolina mi powiedziała, co się stało. Naprawdę mi przykro. Współczuję ci.
-Nie możesz mi współczuć, bo nie wiesz jak to jest stracić dwie bliskie osoby- odparł i wstał z ziemi.
-Dwie?- zdziwiłam się i zrobiłem to samo, co on. Ruszyłam za nim.
-Co cię to obchodzi? Przecież ty mnie nawet nie znasz- rzucił chłodno.
-No może nie. Jak nie chcesz gadać, to nie będę cię ciągnęła za język, ale chodź, bo Karolina, Kuba i twoja siostra się o ciebie martwią- oznajmiłam.
-Chcę pobyć sam. Zostaw mnie- warknął i mnie popchnął. Wywróciłam się, a on odszedł. Podniosłam się i otrzepałam z trawy.
-Nic ci nie jest?- zapytała Karolina, która musiała nas dojrzeć, bo Kuba i siostra Michała pobiegli za nim.
-Nie- odpowiedziałam i zobaczyłam, jak Kuba i Dorota prowadzą go. Chłopak się strasznie szarpał i krzyczał.
-Chodź, zaprowadzimy go do auta- zaproponowała siostra Michała. Wszyscy podążyliśmy w stronę auta Doroty. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w stronę naszych domów. Na miejscu byliśmy po trzech kwadransach. Każdy starał się pocieszyć jakoś Michała, ale szło to na marne. Gdy dotarliśmy na miejsce, każdy rozszedł się do swojego domu.
Podeszłam pod drzwi, otworzyłam je i już na przedpokoju usłyszałam podniesione krzyki ojca i Łukasza. Ruszyłam w stronę salonu i zobaczyłam mamę, która siedziała na sofie ze łzami w oczach. Siadłam obok niej.
-Co tu się dzieje?- spytałam.
-Co się dzieje? To się dzieje, że twój brat znowu z tym zaczyna- wrzasnął ojciec.
-Znowu chcesz brać udział w tych jebanych wyścigach? Jeszcze za mało nam życie zniszczyłeś?- spojrzałam na niego ze złością w oczach.
-Ale nawet nie wiecie jakie z tego są pieniądze.
-A ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że my chcemy żyć? Przypomnieć ci, dlaczego się tutaj przeprowadziliśmy?- tym razem to ja się uniosłam. Miałam dość wybryków moich braci.
-Tak, ale obiecuję, że nic wam się nie stanie.
-Jeśli chociaż raz weźmiecie z Olafem udział w wyścigu, to możecie zapomnieć, że macie rodzinę- ostrzegł tata i wyszedł z salonu. Ja z kolei podeszłam do brata i walnęłam go w łeb. Po tym udałam się do swojego pokoju. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam do Karoliny.
A: Hej, wiesz, co z Michałem?
K: Rozmawiałam z jego siostrą, jest nie najlepiej. Musi cały czas przy nim siedzieć, żeby nie zrobił nic głupiego. Jutro po szkole mamy zamiar z Kubą do niego iść. Idziesz z nami?
A: Tak
K: To do jutra
A: Do jutra
Odpisałam na ostatniego SMS-a i podłączyłam telefon do ładowania, bo pojawiła się informacja o stanie baterii. Wzięłam z łóżka piżamy i udałam się w stronę łazienki. Gdy przechodziłam obok pokoju mojego młodszego brata, uświadomiłam sobie, że kilka godzin temu wylądował na SOR. Zapukałam do drzwi. Za jego przyzwoleniem weszłam do środka. Zapytałam go jak się czuje, czy mocno go boli, a potem poszłam do pomieszczenia, które było moim głównym celem. Napuściłam sobie wody do pełna i dolałam odrobinę żelu, aby zrobiła się piana. Następnie zrzuciłam z siebie ubrania, w których spędziłam prawie cały dzień, po czym weszłam do wanny. Siedziałam w niej z dobrą godzinę. W końcu inni zaczęli się niecierpliwić i musiałam opuścić oazę spokoju.
Poszłam do swojego królestwa i rzuciłam się na swojego najwierniejeszego przyjaciela, czyli łóżko. Wzięłam do ręki mojego kochanka- czytaj telefon i zaczęłam przeglądać facebooka. Po chwili wyskoczył mi dymek czatu z messengera. Był to Oskar.
O: Hej śliczna, co tam u Ciebie?
A: Nic ciekawego. Łukasz już zdążył narozrabiać.
O: Nie mów, że znowu z tym zaczyna.
A: Niestety tak, ale mam być z Tobą szczera?
O: Jak zawsze.
A: Chciałabym spróbować wziąć udział w tych wyścigach.
O: Na mózg Ci padło z tej Anglii O.o Chyba nie mówisz poważnie?
A: Ja mówię serio. Naprawdę chcę spróbować.
O: Błagam, nie rób tego, a jeśli Ci się coś stanie? Ja sobie tego nie wybaczę.
A: Oj daj spokój. Pomyślę jeszcze, ale będę szła spać, bo muszę wstać na tyle wcześnie, żeby na autobus zdążyć i muszę się wyspać, bo niewyspana Ania to...
O: Mam wymieniać wszystko?
A: Spadaj...
O: Dobranoc wredoto.
A: Dobranoc.
Odłożyłam telefon, przykryłam się kołdrą po uszy i zasnęłam. Obudziłam się o czwartej nad ranem, a właściwie zostałam obudzona przez karetkę pogotowia ratunkowego. Postanowiłam, że zejdę do kuchni się czegoś napić, skoro już nie śpię. Gdy brałam ostatniego łyka, usłyszałam dzwonek. Podeszłam do drzwi leniwym krokiem i spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam tam Karolinę w piżamie i nieuczesanych włosach z worami pod oczami. Otworzyłam jej drzwi.
-Michał próbował popełnić samobójstwo- oznajmiła mi krótko, ale ja byłam nieprzytomna jeszcze i dopiero po paru chwilach do mnie dotarły jej słowa.
-Co z nim?- spytałam.
-Wziął sporą dawkę leków nasennych. Nic więcej nie wiem.
-Ok, to może idź się ogarnij, ja zrobię to samo i może pojedziemy do szpitala- zaproponowałam.
-Nie, to nie ma sensu. Chciałam ci tylko powiedzieć, co się stało. Po szkole do niego pojedziemy. Co ty na to?
-No dobra, to ja wracam do swojego przyjaciela- odparłam, zamykając drzwi. Wdrapałam się na piętro i rzuciłam się na łóżko. Szybko zasnęłam. Obudził mnie dopiero budzik o siódmej. Dobrze, że do szkoły miałam na dziewiątą, bo bym się chyba nie wyrobiła. Zeszłam do kuchni, zrobiłam sobie małą porcję płatek, którą szybko wciągnęłam i poszłam się szykować. Wyjęłam z szafki czarną bluzkę z napisem 'Tokyo 58', do tego czarne rurki i tego samego koloru moje ulubione Air Force. Jako, że było chłodno, zarzuciłam na siebie czarną baseballówkę, która kiedyś należała do Oskara, ale pożyczyłam ją od niego na wieczne nie oddanie. Nie widdać nawet, że to męska. Spakowałam jeszcze potrzebne książki oraz zeszyty i poszłam do łazienki ogarnąć twarz. Po kwadransie z niej wyszłam i byłam gotowa do wyjścia. Poszłam po Karolinę. Kiedy na nią czekałam, dołączył do mnie Kuba i pięć minut później cała nasza trójka ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Każdy z nas był przygnębiony porannymi wydarzeniami, ale nie chcieliśmy nic mówić w szkole, więc założyliśmy maski na twarze i udawaliśmy, że wszystko jest ok.
Po skończonych zajęciach, tak jak planowaliśmy, udaliśmy się do szpitala, w którym przebywał Michał.
-Good afternoon. We are looking for Michał Carter. Where is he?
-One moment. He is in the room number 46.
-Can we visit his?
-Yes.
-Thank you*
Karolina skończyła rozmawiać z panią w rejestracji i odeszła od niej. W trójkę ruszyliśmy do naszego kolegi. Długo nie musieliśmy szukać, bo przed salą siedziała siostra i matka chłopaka.
-Dzień dobry, cześć Dorota- przywitaliśmy się.
-Co z nim?- spytała Karolina.
-Nie chce z nikim rozmawiać. Może Kuba ty byś spróbował?- matka Michała spojrzała z nadzieją na Kubę. On bez słowa poszedł do swojego przyjaciela. My z Karoliną siadłyśmy obok Doroty i pani Carter.
-Dlaczego, dlaczego on to zrobił?
-Ja mu się wcale nie dziwię, gdybym ja straciła bliską mi osobę, pewnie bym podobnie postąpiła- stwierdziłam.
-Skąd wiesz, jakbyś postąpiła?- spytała mnie Karolina, ale ja nic nie odpowiedziałam, tylko wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi, przez które było widać Kubę i Michała.
-Ania, co się dzieje?- usłyszałam głos Karoliny.
-Sorry, muszę do łazienki- odeszłam od nich i pokierowałam się w poszukiwaniu toalety. Gdy ją znalazłam, weszłam do środka i siadłam pod ścianą. Z moich oczu poleciały łzy. Przypominały mi się wydarzenia sprzed kilku lat.
piątek, 22 lipca 2016
1
Szłam z moim bratem Olafem szkolnym korytarzem, szukając klasy. Szkoła była ogromna w porównaniu z moją starą i trudno było mi się w niej odnaleźć. W końcu podeszłam do pary, która ewidentnie rozmawiała po polsku.
-Przepraszam, szukam sali 361- przeszkodziłam im, ale w końcu musieliśmy znaleźć sale, bo inaczej byśmy się spóźnili.
-To chętnie was zaprowadzę- odezwała się blondynka- Tak w ogóle to Karolina jestem.
-Ja Ania, a to mój brat idiota Olaf- odparłam.
-A czemu idiota?- spytała, spoglądając na Olafa.
-Nieważne. To co, zaprowadzisz nas?
-Tak. Sama mam tam lekcje. Kuba, idziesz?- zapytała bruneta z brązowymi oczami. On kiwnął głową i ruszyliśmy w czwórkę pod salę, gdzie mieliśmy lekcje. Karolina idąc opowiadała mi o szkole, mówiła, gdzie co jest. W końcu dotarliśmy na miejsce. Każdy zaczął się nam przedstawiać. No prawie. Moją uwagę przykuł chłopak, który siedział skulony pod ścianą.
-A to kto?- zapytałam, wskazując blondyna.
-To Michał. Przyjaźni się ze mną i Kubą, ale ostatnio ma problemy i woli być sam- odpowiedziała, a ja nie wnikałam. Olaf jednak musiał pokazać swoją prawdziwą twarz już pierwszego dnia szkoły i podszedł do Michała. Szturchnął go i powiedział
-Co ty taki samotny, nikt cię nie lubi?
Musiałam szybko reagować. Podeszłam do chłopaków i odepchnęłam brata.
-Sorry za niego. Po prostu jest debilem- spojrzałam na brata. W moich oczach za pewne zobaczył wściekłość i wolał się oddalić. Michał nic nie powiedział. Po chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy ustawili się pod klasą. Pięć minut później przyszła nasza nauczycielka od matmy i lekcja się zaczęła. Potem mieliśmy jeszcze angielski, niemiecki, historię, znowu angielski i geografię. Gdy zadzwonił ostatni dzwonek w towarzystwie Ani, Kuby i Michała opuściłam szkołę. Olaf poszedł z innymi chłopakami. Jak okazało się z dwoma chodził do przedszkola.
-Anka, a tak w ogóle to gdzie mieszkasz?- zapytała Karolina, gdy dochodziliśmy do przystanku autobusowego.
-Na Acacia Road 245- odpowiedziałam, a na twarzy Karoliny pojawił się uśmiech.
-To już wiem z kim będziesz chodzić do szkoły. Mieszkam kilka numer wcześniej. Kuba mieszka w domu obok mnie, a Michał na przeciwko- gdy to usłyszałam, również się uśmiechnęłam. Byłam zadowolona, będę mieć takich fajnych sąsiadów. Cały czas zastanawiało mnie, czemu Michał chodzi cały dzień taki przybity. Nie sądziłam, że odpowiedź dostanę kilka godzin później.
Godzina osiemnasta
Razem z rodzicami szykowałam się na małe zakupy. Chciałam kupić sobie kilka nowych bluzek i spodni. Chłopaki postanowili zostać w domu. Mama pozwoliła mi w takim wypadku zabrać ze sobą Karolinę. Chciała ją poznać. Nie musiałam namawiać długo mojej koleżanki i dziesięć minut później była pod moim domem.
-To jest właśnie Karolina, chodzi ze mną do klasy- przedstawiłam ją rodzicom. Oni się jej również przedstawili i wsiedliśmy do auta.
Kiedy byliśmy chyba w trzecim sklepie, a ja nadal nie miałam nic kupionego, zadzwonił telefon mamy.
-Ale jak to w szpitalu?- usłyszałam i na mojej twarzy pojawiło się zmartwienie, jednak potem wybuchłam śmiechem, bo okazało się, że to mój braciszek Olaf wpadł na pomysł przemeblowania pokoju i gdy przesuwał szafę nie zauważył, że drzwi się otworzyły i w taki o to sposób rozciął sobie głowę.
Niestety musieliśmy zrezygnować z zakupów i pojechaliśmy we wskazany przez Łukasza szpital, bo potrzebny był prawny opiekun.
Na miejsce dotarliśmy dwadzieścia minut później. Mama od razu poszła do rejestracji, a ja siadłam z Karoliną obok ojca.
-Ja pierdole, jakie z nich debile- skomentowałam. Karolina zaczęła się śmiać.
-Uwierz mi, nie tylko twoi bracia są idiotami. Brat Kuby tak samo- tym razem obie się śmiałyśmy.
-Słuchaj, korzystając z tego, że tu jesteśmy, nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli na chwilę gdzieś pójdę?- spytała moja koleżanka po tym, jak opanowałyśmy śmiech.
-Ok- odparłam.
Karolina gdzieś zniknęła, a ja wyjęłam telefon i weszłam w Messengera. Zauważyłam, że Oskar do mnie napisał.
Oskar: Hej, jak pierwszy dzień w nowej szkole?
Ania: A nawet spoko. Poznałam trójkę Polaków, z którymi od razu załapałam kontakt, a teraz siedzę w szpitalu.
O: A co się stało?
A: Olaf rozwalił sobie ten pusty łeb.
O: Mózgu nie znaleźli?
A: No nie, przecież on nigdy go nie miał.
O: No tak, zapomniałem.
-Michał, zaczekaj- usłyszałam nagle znajomy głos. Podniosłam głowę i ujrzałam Karolinę, która biegła za blondynem. Nie żegnając się z Oskarem, zaczęłam razem z Karoliną biec za Michałem.
-Cholera!- zaklęła, gdy stałyśmy w przyszpitalnym parku. Nigdzie nie widziałyśmy Michała, do tego zaczęło się ściemniać- Musimy go znaleźć. On sobie może coś zrobić.
-A powiesz mi w końcu, o co chodzi?- zapytałam, bo tak naprawdę nie znałam powodu, dla którego go szukaliśmy.
-Gdy cię zostawiłam, poszłam na OIOM. Była tam dziewczyna Michała, która miesiąc temu uległa wypadkowi. Doznała ciężkich obrażeń. Miała złamany rdzeń kręgowy, musieli usunąć śledzionę i wykonać stomię. Przeszła również trepanacje czaszki. Przez ten cały czas była w śpiączce, a żyła dzięki aparaturze. Dzisiaj jednak ją odłączyli, gdyż lekarzy poprosili o to jej rodzice. Powiedzieli, że jeśli Agieszka nie podejmie sama czynności życiowych, to nie chcą ją dłużej przytrzymać przy życiu za pomocą aparatury. No i nie podjęła. Michał się załamał, błagał, żeby ją spowrotem podłączyli, ale nie mogli, bo taka była decyzja jej prawnych opiekunów. Teraz musimy go znaleźć, zanim zrobi coś głupiego. Już gdy Aga wylądowała w szpitalu, zaczął się ciąć, topił smutek nawet w alkoholu, ale z Kubą go powstrzymaliśmy. Teraz może nawet się zabić- powiedziała dosyć chaotycznie. Ja i tak dobrze zrozumiałam i domyśliłam się, że priorytetem było znaleźć Michała. Stwierdziłyśmy, że lepiej będzie jak się rozdzielimy. Karolina zadzwoniła jeszcze po Kubę i starszą siostrę Michała.
Chodziliśmy z dobre pół godziny, nawując imię chłopaka, ale nigdzie go nie było. W międzyczasie mama zadzwoniła do mnie, że jadą. Ja tylko powiedziałam, że wrócę z Anią i skupiłam się na poszukiwaniach Michała. Po dwóch godzinach się poddaliśmy i zaczęliśmy wracać do domu, kiedy w połowie drogi Karolina dostała olśnienia.
-Wiem, gdzie mógł pójść!- krzyknęła i zawróciła.
środa, 13 lipca 2016
Prolog
-Anka, idziesz?!- krzyknął Łukasz, mój starszy o trzy lata brat. Już miałam mu odpowiedzieć, ale Olaf, mój brat, który był moim rówieśnikiem, ale nie bliźniakiem nie dał mi, bo musiał wtrącić swoje trzy grosze.
-Ona musi się pożegnać z tym swoim Oskarkiem, a wiesz, że to będzie wiecznie trwało- odparł.
-Gdyby nie wasza głupota, to by nie było tej całej przeprowadzki- zeszłam ze swoją ostatnią walizką na przedpokój i posłałam im ostrzegawcze spojrzenie. Byłam wściekła, że przez to, że mam braci, którzy nie posiadają mózgów, całą rodziną musimy wyjeżdżać do Anglii.
-Mamo, naprawdę muszę wyjeżdżać? Przecież ja mam tutaj przyjaciół, szkołę, do tego Maja powiedziała, że mogę u niej zamieszkać, dopóki osiemnastki nie skończę. To nie moja wina, że oni są idiotami- zapytałam, próbując przekonać mamę, aby zmieniła zdanie za nim będzie za późno- Popatrz, jest lipiec, jeszcze pół roku i będę pełnoletnia.
-Ale rozmawialiśmy na ten temat dużo razy córeczko. Zrozum, że lepiej będzie dla nas wszystkich jak stąd wyjedziemy- mama nie dawała za wygraną.
-Dla kogo będzie lepiej, dlatego będzie. A ci debile sami nie mogą wyjechać?
-No właśnie nie, bo jak sama słusznie zauważyłaś, są debilami- wtrącił mój tata. On też nie był zadowolony z tego wyjazdu, bo musiał zostawić całkiem niezłą posadę, ale powiedział, że "Robię to dla dobra całej naszej rodziny". Oczywiście mnie o zdanie nikt nie zapytał.
-Ok, jadę. Ale nadchodzi styczeń i ja wracam do Warszawy- oznajmiłam i wyszłam z domu wściekła. Na dworze przy aucie ciotki Ewy czekali już moi bracia. Ja nie spoglądając w ich stronę, siadłam na przednim siedzeniu.
-Ania, nie denerwuje się. Wiesz doskonale, że gdyby nie ta cała sytuacja, mogłabyś z nami zamieszkać- zwróciła się do mnie moja najulubieńsza ciocia. Była moją chrzestną i zawsze mogłam na nią liczyć, ale nie tym razem.
-Ja rozumiem, nie mam ci tego za złe, ale szkoda trochę.
-Uwierz mi, rozmawiałam z rodzicami, ale nie chcieli mnie słuchać. Szkoda, że wyjeżdżacie, ale na święta się znowu zobaczymy.
-Ja i tak tutaj w styczniu wracam, jak tylko skończę osiemnastkę. Poza tym ja bez Oskara długo nie wytrzymam- pożaliłam się cioci i usłyszałam pukanie w szybę. Wzdrygnęłam się trochę, ale spojrzałam i zauważyłam Oskara. Natychmiast do niego wysiadłam. Niestety nie odsunął się na tyle daleko i na pamiątkę dostał ode mnie drzwiami.
-Sorry- odparłam i się na niego rzuciłam.
-Nie wierzę, że musisz wyjechać.
-Mam nadzieję, że mi się tu nie popłaczesz- zaśmiałam się, starając opanować łzy.
-Romeo i Julia, kończcie to- krzyknął w naszą stronę starszy z braci.
-Przez was musicie wyjechać, więc dajcie się pożegnać swojej siostrze- zwrócił się do nich Oskar. Uśmiechnęłam się do niego. On nagle wyjął z kieszeni pudełeczko i mi je wręczył.
-Proszę, żebyś nie zapomniała o naszej przyjaźni.
Zajrzałam do środka i ujrzałam wisiorek z serduszkiem. Domyśliłam się, że jest to jeden z tych wisiorków, gdzie umieszcza się zdjęcia i się nie pomyliłam. Po otwarciu ujrzałam fotografię moją i Oskara, jak siedzimy na jego motocyklu- Yamaha R1. To było zaraz, jak on sobie ją kupił.
-Dziękuję ci- powiedziałam ze łzami w oczach- Ja też mam coś dla ciebie- dodałam i po chwili wręczałam mu zdjęcie oprawione w ramkę. Śmiać mi się chciało, bo to było dokładnie to samo zdjęcie, które było w sercu na naszyjniku.
-Widzę, że nie tylko ja mam do tego zdjęcia sentyment.
-Dla mnie to pamiętny dzień- odparł, za co ode mnie oberwał.
-Na święta postaram się być. Do zobaczenia- ostatni raz przytuliłam do mojego przyjaciela i wsiadłam do auta mojej ciotki. Rodzice również do nas dołączyli, jeszcze spojrzałam na na nasz dom i ciocia ruszyła w stronę lotniska.
A więc tak
Mam ma imię Ania i na ten świat przyszłam siódmego stycznia siedemnaście lat temu, jako siostra trzyletniego Łukasza. W grudniu tego samego roku zostałam starszą siostrą Olafa. Obaj moi bracia są idiotami. To właśnie przez nich musimy wyjechać. Przeprowadzamy się do Londynu i jestem wściekła nie tylko na nich, ale i na rodziców. Muszę zostawić szkołę, znajomych, Oskara. Smutno mi i to bardzo.
W końcu dojechaliśmy na lotnisko. Zabraliśmy wszystkie bagaże i udaliśmy się do odprawy. Po wszystkim udaliśmy się na pokład samolotu i czekaliśmy na odlot. Tak zaczęła się moja przygoda z Londynem.